Nagle, całkiem niespodziewanie, listonosz przestał być przezroczysty i niewidoczny dla dyskursu publicznego. Stał się kluczową figurą w tym poważnym zamieszaniu, w którym gra o władzę odbywa się w tle pandemii koronawirusa.
COVID-19 nie jest wąglikiem, ale listonosz może stać się nośnikiem przesyłki skażonej. Zaczyna budzić lęk, a i sam zaczyna bać się swojej pracy. Elementy stroju dla dostarczyciela przesyłek terrorystycznych, zaprojektowane przez Maćka Cholewę, mogłyby się sprawdzić i dzisiaj. To dzieło pokazywaliśmy na wystawie Tam, gdzie ciebie nie ma na przełomie 2019 i 2020 r. Lecz to nie jedyne miejsce, w którym praca tego artysty pokazuje porażającą, wcale nie tak zabawną, jak się z początku zdawało, aktualność.
W eseju towarzyszącym ekspozycji pracy pt. Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość. Prototyp stroju ochronnego listonosza Poczty Polskiej, Maciek Cholewa pisał:
Pracę listonosza można interpretować jako zajęcie, które posiada wszelkie znamiona neutralności. W pewnym sensie staje się on nieumyślnym powiernikiem wszystkich tajemnic, które kryją się we wnętrzach listów i paczek przez niego dostarczanych – niezależnie od tego, czy są to listy miłosne, czy miniaturowe bomby skierowane przeciwko jakiejś mniej lub bardziej konkretnej osobie. Zachowując profesjonalną obojętność wobec treści komunikatu, jaki ma dostarczyć, porusza się po terenie, który można porównać do strefy zdemilitaryzowanej.
Pandemia koronawirusa właśnie wyrwała listonoszy ze „strefy zdemilitaryzowanej”. Wrzuceni zostali na front walk politycznych, podsycanych lękiem przed chorobą i pragnieniem wykorzystania tychże obaw. Strój, zaprojektowany przez Cholewę, staje się ochronny w dwójnasób: przed zagrożeniem niewidocznym wirusem i przed groźbą instrumentalizacji politycznej.
Pandemia przemieniła sens projektu artysty. Z potraktowanej z przymrużeniem oka fantazji o zawodowej przyszłości listonosza stała się empatycznym głosem w jego obronie i uosabianych przez niego wartości. Najważniejsza z nich to neutralność wobec treści, które przesyłamy sobie za pomocą poczty, będąca warunkiem współczesnego pojęcia wolności.
Poniżej cała treść eseju Maćka Cholewy:
Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość. Prototyp stroju ochronnego listonosza Poczty Polskiej
Od 1978 do 1996 roku w Stanach Zjednoczonych miało miejsce jedno z najdłuższych i najdroższych śledztw w historii FBI. Zostało przeprowadzone, żeby doprowadzić do ujęcia działającego przez kilkanaście lat terrorystę, którego znakiem rozpoznawczym stały się śmiercionośne przesyłki. Zanim go złapano, Theodore John Kaczynski przez 18 lat swojej działalności zabił 3 osoby i ranił 29 innych.
Historia UNABOMBERA jest stosunkowo dobrze znana w popkulturze.
Matematyczny geniusz publikuje manifest (Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość), którego treść można w uogólnieniu opisać jako anarchistyczną i antykonsumpcyjną. Wychodząc z założenia, że ekstremalne warunki wymagają ekstremalnych odpowiedzi Kaczynski posunął się do terroryzmu. Z jednej strony mamy tu do czynienia z kliszą romantycznej walki ze społecznym wyzyskiem – nośnej narracji, która dobrze opowiedziana np. przez twórców popularnego serialu nawiązującego do fenomenu UNABOMBERA generuje całkiem niezły kapitał. Druga strona medalu jest mniej widowiskowa i wiąże się z prawdopodobną chorobą psychiczną Kaczynskiego, jego nieudolnymi próbami adaptacji oraz innymi słabościami reprezentowanymi zarówno przez nadawcę śmiercionośnych listów, jak i ich symbolicznych adresatów, będących przedstawicielami sytuacjonistycznego społeczeństwa spektaklu. Wydarzenia te mówią nam nie tylko o tragedii ofiar poszkodowanych przez terrorystę, ale stanowią symbol materializacji niebezpiecznej treści w fizyczne zagrożenie.
Zanim jakakolwiek przesyłka dotrze na miejsce, pomiędzy postaciami adresata i nadawcy rozciąga się przestrzeń wypełniona przez instytucje oraz osoby, które je reprezentują.
Pracę listonosza można interpretować jako zajęcie, które posiada wszelkie znamiona neutralności. W pewnym sensie staje się on nieumyślnym powiernikiem wszystkich tajemnic, które kryją się we wnętrzach listów i paczek przez niego dostarczanych – niezależnie od tego, czy są to listy miłosne, czy miniaturowe bomby skierowane przeciwko jakiejś mniej lub bardziej konkretnej osobie. Zachowując profesjonalną obojętność wobec treści komunikatu, jaki ma dostarczyć, porusza się po terenie, który można porównać do strefy zdemilitaryzowanej.
W Widmontologii Andrzej Marzec pisze o Jacques Derridzie, który widział dwa powody, dla których przesyłka nigdy nie była w stanie dotrzeć do wcześniej wyznaczonego celu. Po pierwsze interpretacja odbiorcy zawsze różni się od intencji autora, z czego wynika druga kwestia – sam list jest błędny, bo nigdy nie będzie w stanie dotrzeć do swojego odbiorcy. Filozof określił to mianem destinerrance, co można tłumaczyć jako nietrafienie do celu, także błądzenie i chybianie. Nie dotyczy to jednak figury listonosza, który po prostu wykonuje swoją pracę odbierając list z jednej ręki, a potem przekazując go do drugiej.
Jednak co stanie się wtedy, gdy niebezpieczna treść przez przypadek wpłynie na listonosza? Kiedy zagubiona bomba chybi adresata i wybuchnie w drodze powrotnej do nadawcy w rękach niewinnego pracownika poczty?
Pod koniec 2018 roku Donald Trump i jego kilku zwolenników otrzymali przesyłki z bombami, chociaż wcześniej przeszły one drobiazgową kontrolę systemu. Zanim się w nim znalazły, musiały przejść przez ręce osoby, która została zobligowana do ich dostarczenia.
Nietrudno wyobrazić sobie dystopijny świat, w którym terroryzm przybiera na sile i ze świata wirtualnego przenosi się z powrotem na grunt czysto materialny. Poczta ponownie staje się instytucją od której w dużej mierze zależy przepływ informacji. Pomimo niebezpiecznych czasów, listy muszą być dostarczane z dnia na dzień. Praca listonosza wiąże się z wyjątkowym zagrożeniem, na które nie może sobie pozwolić instytucja poczty.