Bezwstydni o ograniczonej pokorze, wjeżdżający z buta na salony sztuki. Zdaję się, że po latach ciszy i dekadencji, krakowscy twórcy zaczynają odżywać. Zaraz za grupą artystyczną Potencja i malarzem oraz tatuatorem Mateuszem Sarzyńskim śmiało drepcze kolejne pokolenie a w nim Michał i Paweł. Kierowani jakimś nieokreślonym impulsem, postanowili malować sytuacje kojarzące się z upalnymi, wakacyjnymi dniami. Oglądamy te wakacje z dwóch perspektyw. Na obrazach Michała jest to spojrzenie człowieka, który wyjechał na wczasy, ale wcale się nimi nie cieszy. Wręcz przeciwnie, nie potrafi się w tej sytuacji odnaleźć i męczy się, wykonując nadludzki wysiłek, żeby się nie męczyć. W przypadku Pawła wczasy oglądamy z perspektywy: leżaków, płotów, billboardów, butelek z kremami do opalania, ale nigdy z perspektywy człowieka. Człowiek został zdetronizowany i nie wiadomo, co sądzi o wczasach.
Na obrazach Michała kryminał i sensacja z wczesnych lat 90. mieszają się z przykrymi marzeniami sennymi prywatnego detektywa i biznesmena Krzysztofa Rutkowskiego. To early-polish-capitalism-punk (tak jak cyberpunk czy steampunk), zgrzyt pomiędzy codziennością ostatniej dekady ubiegłego wieku a wyobrażeniami mitycznego Zachodu. Hipotetyczny Polak, bohater tej opowieści sensacyjnej, postanawia wyjechać na wczasy do nowoczesnego kurortu gdzieś na Mazurach. W tym kurorcie odnajduje wiele przedmiotów, sugerujących skok cywilizacyjny: koc z galopującym koniem, zapalniczkę z przedstawieniem kobiety w klimacie soft-porno, plastikowe palmy, ponton przedstawiający wesołego zwierzaka. Wieczorem ogląda piracki VHS z filmem Młode Wilki. Jednak widzi również niepokojące, nie dające się wyjaśnić zdarzenia i sytuacje. Prześladuje go pewien mężczyzna, chodzący w marynarce w 35°C upale. Czy ten człowiek jest z ZUS-u? Czy wie o przekrętach finansowych naszego bohatera?
Warto również odnotować, że Michał pochodzi z tego samego miasta co raper Rzabka (co więcej, Michał zajmuje się również fotografią i wykonał sesję fotograficzną Rzabki). Raper ten zasłynął tekstem „Jestem śmieciem/Nie nie nie/Strzelam sobie/Beng beng beng”. Te wszystkie przedmioty i sytuacje, które maluje Michał, stwarzały i stwarzają pozory życia w luksusie, których widocznie bardzo mocno potrzebujemy, żeby nigdy nie nawiedziła nas myśl o tym, że się jest śmieciem.
Obrazy Pawła rozgrywają się w nieznanym państwie. Być może to weirdcore’owa postpolska, być może fikcyjne mikropaństewko wielkości Legnicy byłego bloku komunistycznego. Bohaterami obrazów Pawła są liminalne przestrzenie. Te krajobrazy znajdują się w opustoszałym, płaskim świecie. Jakieś figury snują się po horyzoncie, tu i tam widujemy dziwaczne konstrukcje, jednak nie wiadomo skąd się one wzięły, kto lub co je stworzyło i czemu to wszystko ma służyć. Trwa południe, cienie są długie, ale nie słychać żadnych audycji radiowych. Nic nie słychać – ani śpiewu ptaków, ani buczenia transformatorów. Niepokój, który widywałem na obrazach Giorgio de Chirico nawiedził polską wieś znajdującą się w okolicy trasy szybkiego ruchu. Krajobraz, w którym wydarzają się jakieś zupełnie bezsensowne rzeczy, podskórna dziwność i niepokój. Czasem schodzimy pod ziemię. Tam jest świat przypominający levele z pierwszego Quake’a: połączenie gotyckich katedr, fabryk, organicznych tekstur niskiej rozdzielczości oraz umownego światła.
Po tym świecie można snuć się tylko z włączonym kodem noclip: na przenikanie przez ściany.
Obrazy Pawła są nieludzkie. To znaczy, człowiek jest często – nawet jeśli występuje na pierwszym planie – mało ważny, jest czymś, co się przypadkiem wydarza. Nie ma więcej do powiedzenia niż billboard, płotek albo domek. Jest jedną z rzeczy, przedmiotów, nie jest bardziej ważny, może nawet mniej. Przez to bohaterem obrazów Pawła jest świat, a nie człowiek w nim. Człowiek się tylko plącze, wałęsa po tym niesamowitym, niezrozumiałym świecie pełnym billboardów i płotków, wykonując bezsensowne gesty.
Twórczość Pawła i Michała spotyka się w miejscu, w którym codzienna, zwyczajna rzeczywistość ujawnia nieciągłość, coś zaczyna zgrzytać. Wówczas codzienność, zupełnie nieoczekiwanie, zaczyna nosić cechy horroru. Ale właściwie nie wiadomo dlaczego tak się dzieje. Jest przytłaczająco, a wszystko, co się wydarza, posiada w sobie niewysłowioną groźbę – wspomnienie najgorszych wakacji w życiu albo strach przed tym, że jestem tak samo ważny jak płotek rzucający długi cień. Żadne rytualne stawianie świeczek albo naciąganie na głowę koca z nadrukiem galopującego konia nas nie uratuje.